{baseAction::__('GO_TO_CONTENT')}
Dostępny dla niepełnosprawnych wzrokowo Przewijak Kawiarnia Dostępny dla niepełnosprawnych słuchowo facebook flickr googleplus instagram pinterest searchsearch twitterwifi Zakaz fotografowania youtube wheelchair Listgridheart LOGO kir Calendar Calendar Calendar Logo

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem


Maria Malatyńska: Wróćmy do muzeum. Kilkakrotnie mówiąc o aranżacji, niespodziewanie zbliżyliśmy się do zjawiska teatralizacji. Choćby przy okazji zachwytu nad „Salą śmierci”. Czy wobec różnorodności samej sztuki, ilości eksponatów i ich „podania” w kolejno zaaranżowanych miejscach i salach tego muzeum można sformułować różnicę między tymi dwoma pojęciami? Bo one przecież oba tutaj istnieją.... A Pan, pewnie z racji swojego zawodu, bardzo jest na teatralizację uczulony.

Jerzy Stuhr: Bo teatralizacja narzuca dziełom, które biorą w niej udział, interpretację. Tak, jakbym już coś sugerował. A aranżacja pokazuje tylko możliwości sztuki i buduje dla niej tło. Jest więc bardziej otwarta. Teatralizacja wskazuje nawet i samemu odbiorcy, jak możemy nim pomanipulować. Oczywiście, indywidualna umiejętność manipulacji widzem zależy od twórcy – ale tylko w teatrze. Gdy Konrad Swinarski w „Dziadach” pokazał Kaplicę Bazylianów, to były to całkiem czarne ściany, sięgające wysoko, a tylko całkowicie i dokładnie odrobiony został sufit tej prawdziwej kaplicy z Wilna. To będzie zawsze dla mnie szczyt szlachetnej teatralizacji. Bo gdyby całą kaplicę przeniósł na scenę, byłoby to nieznośne. Ale przecież to był teatr. A tylko teatr jest tym jedynym miejscem, które ma prawo do manipulowania wszelkimi sztukami, aby osiągnąć wpływ na widza. Dla niego i poprzez niego działa inaczej i muzyka, i scenografia, i malarstwo, i słowo. Ale jak byśmy się z takimi umiejętnościami przenieśli gdzie indziej, to już nie godzi się wykorzystać tych licznych sztuk do manipulacji. Dlatego aranżacja tak, a teatralizacja już nie. Jak byliśmy ministrantami, to manipulowaliśmy np. dzwonkami... Jedne zatykaliśmy chusteczką, inne wprawialiśmy w określony rytm. A ksiądz groził nam palcem, nie wprowadzajcie teatru do kościoła! Pamiętam to do dziś.

Maria Malatyńska: Czy w takim razie tylko aranżacja ma być próbą ożywienia i zindywidualizowania muzeum? Ja uparcie twierdzę, że życie tkwi w samej, różnorodnej obecności odbiorców. Ale, jeśli nikt nie przyjdzie, to muzeum żyje, czy też ... w ogóle go nie ma?