{baseAction::__('GO_TO_CONTENT')}
Dostępny dla niepełnosprawnych wzrokowo Przewijak Kawiarnia Dostępny dla niepełnosprawnych słuchowo facebook flickr googleplus instagram pinterest searchsearch twitterwifi Zakaz fotografowania youtube wheelchair Listgridheart LOGO kir Calendar Calendar Calendar Logo

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem


Jerzy Stuhr: To zależy, czego człowiekowi trzeba. Bo mnie już ten wózek wystarcza. Bo wystarcza mojej wyobraźni ta sugestia ruchu, to swoiste zaproszenie do towarzyszenia owemu wizerunkowi Chrystusa...gdyby poszedł w drogę. To wózek przecież sugeruje, że ta rzeźba do tego została kiedyś, przed laty stworzona. To mi uruchamia wyobraźnię i nawet stwarza jakąś platformę porozumienia między mną, patrzącym dzisiaj, a tym kimś, kto stworzył dzieło, zawsze gotowe do drogi. Do udziału w misterium Niedzieli Palmowej. Mnie wystarcza to uruchomienie wyobraźni.

I tak jest w tym muzeum ze wszystkim. Bo przypomnijmy sobie choćby tę niezwykłą salę, poświęconą misterium śmierci, gdzie są i portrety trumienne, i muzyka pogrzebowa, i nawet oryginalny stojak na trumnę... Mnie to wystarcza. Patrzę na zgromadzone eksponaty i natychmiast przypominam sobie, że jak idę w stronę mojego rodzinnego grobu na Rakowicach, to widzę niedaleko taki D.O.M. – duży, chciałoby się powiedzieć „wielopiętrowy” grobowiec, do którego, w różne miejsca wkładało się trumny. I pamiętam, jakie to na mnie zawsze robiło wielkie wrażenie. Że ci ludzie tam jakby wspólnie mieszkają. Że to jest zagospodarowane, „funkcjonujące”. I jak tu, w tej sali przechodzę obok eksponatów, to mam też wrażenie, że to jest dom przodków. To jest dobrze wymyślone.

Maria Malatyńska: Zwłaszcza ściana portretów trumiennych, owych twarzy z szeroko otwartymi oczami, a więc z ewidentną obecnością i prawdziwym czuwaniem nad nami, potomkami. Oczywiście, że upięte kiry podkreślają atmosferę smutku i odchodzenia, ale pewnie dlatego jest to bardziej sala obyczaju około-pogrzebowego, a nawet swoistego teatru śmierci, wszak dochodzi tu nawet stosowna muzyka, ale taka jest przecież tradycja. A kultura śmierci jest, nie tylko w naszej tradycji, kulturą znaku, symbolizującego obecność tego bezmiaru, który musi się kryć poza znakiem. Musi, bo wierzymy, że on tam, poza „znakiem” jednak się rozciąga. Ale muszę się znowu przyznać, że gdy jestem na najmniejszym, nawet opuszczonym cmentarzu, to siła tej kultury znaku, poza którą jest ów niewyobrażalny bezmiar – jest we mnie znacznie głębsza, niż w najpiękniej urządzonym muzeum.

Wyjątek stanowi chyba jedno dzieło, które właśnie w tym muzeum zrobiło na mnie ogromne wrażenie. To nagrobek, lub fragment kompozycji epitafijnej, który nie w drewnie, ale w kamieniu wyrzeźbił Wit Stwosz. To „Ogrójec”, który pochodzi z naszego Kościoła Mariackiego, ale dziś nie ma on już tam swojego miejsca, bo nie istnieje przykościelny cmentarz. Dobrze więc, że zostało to ocalone, a delikatność, jasność, plastyczność wnętrza tej sceny stała się dla mnie niczym okno innego świata, do którego mogę niespodziewanie zajrzeć. Niezwykła rzecz.