Idź do treści strony
Dostępny dla niepełnosprawnych wzrokowo Przewijak Kawiarnia Dostępny dla niepełnosprawnych słuchowo facebook flickr googleplus instagram pinterest searchsearch twitterwifi Zakaz fotografowania youtube wheelchair Listgridheart LOGO kir Calendar Calendar Calendar Logo

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem


Jerzy Stuhr: To chyba nie można aż tak krańcowo oceniać. Jest bowiem w samej koncepcji muzeum pewien nieustanny potencjał: tzw. zaklęte piękno przedmiotu i spodziewane oczekiwania odbiorcy. A to oczekiwanie może być bardzo różne. Na potencjalnego widza mogą różne dziedziny działać, a muzeum może też zaspokajać różne, nieraz nieprzewidywalne dziedziny. Ja np., gdy zobaczyłem, że jakiś fragment rzeźby pochodzi „z kościółka w Jordanowie”, a to przecież 3 km ode mnie... to dodatkowo stało się to dla mnie ważne, bo dotyczy obszaru, który znam. A więc geograficzne skojarzenie przybliżyło mi sztukę. Ja się w tym nawet inaczej poruszam. Inaczej rozumiem tę rzeźbę. Ona ma w sobie nawet „powietrze” z tych okolic, które czuję. To jest coś w rodzaju udomowienia, spojrzenia przez własną tradycję, własne fascynacje. Jak zapraszam gości do mojego domu na wsi, to zaraz ich prowadzę do ostatniego pokoju, bo tam na belce jest napisane: 1899. Ale potem idziemy do pokoju najnowszego, do części, którą rozbudowałem i tam, na belce kazałem góralom potwierdzić: 2000! Między ostatnim a pierwszym pokojem minęło przeszło 100 lat! Amerykanie, moi goście, którym to pokazałem nie mogli uwierzyć, że drewniany dom potrafi być tak stary! Ale oni mają inne kryteria dla oceny wieku, a ja widzę w tym także możliwość pokazania odmienności.

Maria Malatyńska: Wspomniał Pan o rzeźbie z kościółka w Jordanowie. Przyjmuje Pan ten eksponat, jako coś bliskiego, niemal własnego. I naprawdę Pan sądzi, że nie byłoby lepiej, gdyby to dzieło w owym kościółku w Jordanowie zostało? I stamtąd było oglądane? A Pan, wychodząc z własnej chaty mógł go tam wciąż spotkać?

Jerzy Stuhr: A pożary? Za naszego życia już dwa razy przeżyliśmy pożar w kościółku na Woli Justowskiej! I jeśli ja tu widzę, że coś jednak ocalało, że ocalało od złodziei, od pożaru, od innych kataklizmów, to się cieszę, że jest! Jako dokument naszej, mojej kultury. Jako „znak” dla wszystkich, którzy to zobaczą.

Maria Malatyńska: No tak, ale, gdy np. w pięknym, choć podupadłym dzisiaj starym miasteczku, założonym jeszcze przez Kazimierza Wielkiego, czyli w Lelowie – to z kolei na ziemi częstochowskiej, w jego kościele zobaczyłam wspaniały, XVIII-wieczny krucyfiks, który cudownie ocalał na zgliszczach spalonego tam przez Niemców w 1939 r. zabytkowego kościoła i stanowi dzisiaj główne miejsce kultu, w odbudowanym na tym miejscu nowym kościele, to przecież, gdyby zabrać ludziom ten krucyfiks, bo piękny, wielki i zabytkowy, to byłoby to równoznaczne z pozbawieniem ich przekonania o nowej sile tego przedmiotu, który chroni miasto, kościół, ich wszystkich. A jest tam jeszcze i nadpalony fragment figury Chrystusa Frasobliwego, pochodzącego ze spalonego kościoła, a obok, na ścianie, pełna na ten temat informacja, a wszystko pieczołowicie zabezpieczone. I to wszystko jest stokroć bardziej wzruszające, niż byłoby wtedy, gdyby te zabytki zobaczyć w najpiękniejszym muzeum!
Kontynuując przeglądanie tej strony, akceptujesz pliki cookies. Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się w naszej Polityce Prywatności
Akceptuję