Idź do treści strony
Dostępny dla niepełnosprawnych wzrokowo Przewijak Kawiarnia Dostępny dla niepełnosprawnych słuchowo facebook flickr googleplus instagram pinterest searchsearch twitterwifi Zakaz fotografowania youtube wheelchair Listgridheart LOGO kir Calendar Calendar Calendar Logo

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem

ZAPATRZENIE... – rozmowa z Jerzym Stuhrem


Jerzy Stuhr: Właśnie, Wit Stwosz, jeden z tych największych artystów, którzy stanowią naszą stałą i niezmienną dumę. Zwłaszcza w Krakowie. Podoba mi się, że jedna sala jest mu poświęcona, choć tylko małe fragmenty jego rzeźb są obecne na tej wystawie. Ale są i inni, których rozpoznajemy po stylu, po tematach. Tak czy inaczej, zawsze będę wyrażał radość, że wywodzę się z takiej tradycji, która w sposób naturalny gromadziła wokół siebie artystów, dbała o nich, łożyła na artystyczne utrwalenie swoich dziejów ich talentem, i miała to nawet nie tylko w swoim obowiązku, ale i w swojej godności. Ostatnio miałem dwa takie powody, które mnie uwzniośliły. To muzeum jest powodem pierwszym. Bo właśnie tu najdobitniej widzę tę staranność „potomków”, by nie uronić nic z tradycji sztuki. Ale jest i drugi powód mojego poczucia uwznioślenia: jest nim moja zeszłoroczna wizyta w Zamościu. Byłem tam w związku z „Ryszardem III”, wystawianym tam na Rynku. Oprowadzono mnie wcześniej po mieście i – gdy zobaczyłem wszystko i zrozumiałem, że to jest miasto wymyślone w całości w wyobraźni jednego człowieka i przez niego świadomie wykreowane, gdy zdałem sobie sprawę, że ktoś potrafił stworzyć takie teatrum Renesansu, rzecz unikalną w Europie, i że to miasto powstało za życia tego jednego człowieka – poczułem, że cieszę się, iż jestem spadkobiercą takiego człowieka. To są dla mnie zjawiska, które najdobitniej uruchamiają moje poczucie przynależności do takiej tradycji. I w tym momencie chce mi się być Polakiem.

Maria Malatyńska: A czy nie myślał Pan wtedy, przypadkiem, że wynajdywanie i podkreślanie istnienia takich niezwykłych zjawisk sztuki, naszej sztuki, to nasz, w pewnym stopniu – obowiązek, który także i na co dzień pomaga przeciwstawić się tamtej kiepskiej, kłótliwej i politycznej rzeczywistości, o której wspominał Pan na początku rozmowy?

Jerzy Stuhr: Oczywiście, myślałem tak i myślę. A nawet uważam, że samo powstanie takiego muzeum już jest przeciwstawieniem się, choć geneza jego jest głębsza, a historyczny rozmach odsuwa jakąkolwiek publicystyczną doraźność. Ale my sami w tej doraźności tak mocno tkwimy, że mimochodem i czymś takim potrafimy się niepokoić.


Maria Malatyńska: Czyli każdy z nas dokłada swoją cegiełkę? Każdy w swojej dziedzinie? Aby nas wszystkich podnieść z codziennej trywialności?

Jerzy Stuhr: Tę „własną cegiełkę” trzeba zresztą wciąż wyczuwać. Pamiętam, że narzekałem kiedyś na teatr telewizyjny, a ktoś ze współpracowników powiedział mi: przecież to jest twoja domena, to sam pokaż, że taki teatr może się liczyć inaczej, bo może uczestniczyć w kulturze, a nie w rozrywce. Zrób to, a nie narzekaj.
Kontynuując przeglądanie tej strony, akceptujesz pliki cookies. Więcej na ten temat możesz dowiedzieć się w naszej Polityce Prywatności
Akceptuję